Dojechaliśmy o nieludzkiej 6 rano, zmęczeni całonocną podróżą w cały czas trzęsącym się pociągu. Niby jest 6 łóżek w tzw. przedziale (nie można tego nazwać przedziałem bo cały wagon to jeden wielki przedział) ale tory są tak krzywe że pociąg cały czas "żyje".
Zostawiliśmy bagaże w przechowalni na dworcu a sami wyruszyliśmy w poszukiwaniu sposobu na zwiedzenie Jaipuru w jeden dzień. Szybko znaleźliśmy rikszę która za niewygórowaną cenę obwiozła nas po całym Jaipurze i okolicy. Ale najpierw zaczęliśmy od duuuużego śniadania w restauracji na dachu hotelu Pearl Palace. Wg poprzedniego planu mieliśmy tam spędzić 2 noce, ze strony internetowej wynikało to że jest to całkiem sympatyczne miejsce. Nie myliliśmy się, jedzenie było fantastyczne.
Sam Jaipur jest sporą metropolią bardzo podobną do innych dużych indyjskich miast. My chieliśmy tylko zobaczyć Fort Amber który znajduje się 12 km za miastem oraz Pałac Wiatrów (przez Agnieszkę nazywane "Różą Wiatrów") i obserwatorium Astronomiczne. Na więcej nie mieliśmy czasu a poza tym wydaje nam się że nic ciekawszego już tam nie ma.
W sumie poraz pierwszy od przyjazdu poczuliśmy jak bardzo może być tutaj gorąco.
O 17 mieliśmy pociąg do Jodhpuru i spędziliśmy w nim 6 długich godzin. Wszystko było by dobrze gdyby nie fakt że Indusi to straszne hałaśliwe wiercipięty. Cały czas muszą zmieniać miejsca, tworzą się grupki osób które siedzą nie na swoich miejscach, non stop coś wyjmują z bagażu, krzyczą śpiewają i jedzą. Od samego patrzenia boli głowa.
Dotarliśmy o 22:30 tak jak to było planowane. Na dworcu czekał na nas człowiek z hotelu. Okazało się że pierwszy raz w Indiach będziemy podróżować samochodem. Ale to nie to samo co mrożąca krew w żyłach podróż rikszą (zdecydowanie preferujemy).